Z Mini Cooperem jest trochę jak z szalonym szczeniakiem. Ma mnóstwo werwy, ciągle chce się bawić i zdecydowanie zwraca na siebie uwagę. Gdy dojdzie do tego jeszcze topowa wersja John Cooper Works z nadwoziem Cabrio, uśmiech nie schodzi z twarzy.
Jakie auto kojarzy Wam się z Anglią? Ależ oczywiście, że Jaguar, Range Rover… i Mini. Zapewne większość z was kojarzy Jasia Fasolę za kierownicą Mini. Jednak brytyjska marka zasłynęła z czego innego. Za Mini idzie bowiem bogata historia rajdowa – dość powiedzieć, że stare Mini aż trzykrotnie wygrało słynny rajd Monte Carlo. Potencjał w Mini dostrzegł John Cooper, projektant i konstruktor bolidów F1 oraz samochodów rajdowych. To właśnie na jego cześć powstała topowa odmiana Mini Coopera o nazwie John Cooper Works. Oczywiście odmiany te powstawały po 2000 roku, już jako nowożytne Mini spod ręki BMW. Jak dla mnie to jest ona kwintesencją brytyjskiej marki, skupiając w sobie wszystko to co najlepsze.
Czy te oczy mogą kłamać? Mini Cooper JCW Cabrio jest naprawdę uroczy
III generację Mini Coopera znamy od 2013 roku. W 2023 roku doczekała się ona co prawda następcy, jednak Cabrio dostanie go dopiero za rok. Jest to zatem świetna okazja, żeby przekonać się jak ponadczasową konstrukcją jest Mini Cooper JCW. Zadebiutował on w 2015 roku, a wersja Cabrio rok później. Oczywiście testowany egzemplarz jest już poliftowy… To oznacza jeszcze więcej stylu. Spójrzcie tylko na ten przód z okrągłymi LED-owymi reflektorami z charakterystycznymi ringami stanowiącymi też kierunkowskazy – czy te oczy mogą kłamać? Podoba mi się również oryginalny wlot na masce, spory grill i subtelny emblemat John Cooper Works – wszystko zrobione z typowo brytyjskim smakiem.
Wspomniałem na wstępie, że to auto niezaprzeczalnie zwraca na siebie uwagę. Bez wątpienia swoje robi jaskrawozielony kolor, który mocno rzuca się w oczy i genialnie pasuje do tego auta, czarnych pasów na karoserii i fantazyjnych 18-calowych felg. Najlepsze zostawiam jednak na koniec. Są to tylne lampy o wzorze brytyjskiej flagi – po prostu prezentują się genialnie w kontekście małego Mini Coopera. Ten sam motyw znajdziemy też na elektrycznie rozkładanym materiałowym dachu. Tył zdobią też dwie centralnie umieszczone tuby układu wydechowego, o których jeszcze wspomnę. Całość prezentuje się naprawdę “dziarsko” jak przystało zresztą na rasowego hot hatcha.
Emanuje swoją brytyjskością
Pora na parę słów o dachu. Ten składamy i rozkładamy oczywiście elektrycznie za pomocą przycisku w stylu lotniczym. Możemy to robić także podczas jazdy. Jedyny minus dachu jest taki, że nie chowa się on całkowicie w bagażniku, lecz zwija bardziej jak harmonijka, przez co zasłania nam trochę widok na to, co za autem, gdy jedziemy z wiatrem we włosach. Z drugiej strony tak uroczemu autku mogę to wybaczyć.
Mały i niepraktyczny, ale i tak chcesz go mieć
Jak sama nazwa wskazuje, Mini Cooper JCW do gigantów nie należy. Mierzy jakieś 3,87 m długości, przy rozstawie osi liczącym 2495 mm. Skromny jest także bagażnik, który pomieści 215 litrów. Ot, typowy mieszczuch. Ma za to rozkładaną burtę o udźwigu do 80 kg.
W kabinie stylowo i gadżeciarsko
Rzućmy okiem na kabinę Mini. Ta jest nie mniej stylowa co nadwozie brytyjskiego cabrio. Pierwszym, co rzuca się w oczy, są sportowe fotele, które w wersji John Cooper Works mają dobre wyprofilowanie, zintegrowane zagłówki i wysuwaną podpórkę pod uda. Są wygodne i dobrze trzymają ciało w zakrętach, ale większej postury osobom może być ciasno. Ale to chyba nikogo nie powinno dziwić. Siedziska wykonano z alcantary i ekoskóry, a ich regulacja jest manualna. Stylowa kierownica z grubym skórzanym wieńcem świetnie leży w dłoniach i potęguje wszechobecny w kabinie sportowy sznyt. Zamiast zegarów znajdziemy wyświetlacz przypominający talerz – niby czytelny, ale jeśli zacznie świecić słońce, to nie widać w nim nic.
Centralnym punktem jest 8,8-calowy dotykowy ekran systemu infotainment ze znaną z BMW obsługą za pomocą wielofunkcyjnego wygodnego pokrętła lub bezpośrednio przez ekran. Oferuje on dobrą reakcję na dotyk, atrakcyjne grafiki oraz bezprzewodowego Apple CarPlay’a i AndroidAuto, zaś fabryczna nawigacja pokazuje aktualne natężenie ruchu. Plus za fizyczne pokrętło do regulacji głośności.
Intuicyjna obsługa w takim aucie zaskakuje
Zresztą obsługa Mini mnie pozytywnie zaskoczyła – większość funkcji jest pod ręką, steruje się nimi intuicyjnie, czego po “Miniaku” nigdy bym się nie spodziewał. Czy to komputer pokładowy, multimedia czy dwustrefowa klima z pokrętłami, wreszcie przełączniki w stylu lotniczym, m.in. do zmiany trybów jazdy, włączania awaryjnych czy dezaktywacji systemu start&stop – stylowo i wygodnie, a jednak się da!
Jakość wykończenia Mini Coopera nie powala, choć też cudów nie oczekiwałem. Fakt, miękkich tworzyw jest sporo, czy to na desce czy na boczkach konsoli środkowej, wreszcie coś tam znajdziemy na drzwiach – niby wszystko ok, ale skrzypienie, trzaski czy luźno spasowane plastiki są na porządku dziennym. Taki już urok Mini Coopera.
Mini jest ciasne, za to bogato wyposażone
Oczywiście trudno oczekiwać przestronnej kabiny, jednak z przodu wcale źle nie jest. Jak już wspomniałem, fotele są wygodne, a miejsca wystarczająco. Do tego wygodny podłokietnik i przyjemna pozycja za kierownicą – tu można poczuć się naprawdę dobrze. Co innego z tyłu, gdzie miejsca… po prostu są i tyle. Nic więcej nie dodam, bo po co.
Mini pozycjonowane jest jako marka premium, a zatem spodziewam się bogatego wyposażenia. Takie też jest – z ciekawszych rzeczy mamy head-up (niestety na szybce), czujniki z przodu i z tyłu, czytelną kamerę cofania, porty USB-A i C, ukrytą w podłokietniku indukcyjną ładowarkę, aktywny tempomat, szereg systemów bezpieczeństwa czy wreszcie bardzo dobre audio Harman Kardon – ktoś tu nie oszczędzał na opcjach.
Co drzemie pod maską?
Dobra dobra, zapewne czekacie na wrażenia z jazdy. One moment please, przybliżę wam tego „potwora”, co drzemie pod maską. Jest to doskonale znana z BMW 2-litrowa turbodoładowana jednostka benzynowa, która dzięki paru modyfikacjom ma aż 250 KM i 350 Nm. Wierzcie mi, w tak małym autku to naprawdę dużo. Napęd trafia na przednią oś za pośrednictwem 8-stopniowej przekładni automatycznej Aisina. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 6,1 s.
Mini Cooper JCW Cabrio to mały agresor
Rzeczywiście autu nie brakuje werwy w żadnym zakresie obrotów. Zawsze ochoczo rwie do przodu, nieważne, czy jedziemy 40 po mieście czy 140 po autostradzie. Jeśli jednak chcemy wykorzystać potencjał tego małego wariata, radzę włączyć tryb Sport i przełączyć skrzynię w tryb S, gdyż ta w normalnym trybie miewa zwłokę przy kickdownie. Bądź co bądź ZF z BMW to nie jest i nigdy nie będzie, ale trudno nazwać ją wolną czy złą konstrukcją. Świetny jest też aktywny układ wydechowy z klapami autorstwa Vintage Customs, który nadaje Cooperowi JCW jeszcze więcej pazura i sprawia, że również nie ukryjemy się w mieście ze względu na generowany przez wspomniane wcześniej tuby hałas. Jest on naprawdę soczysty, zwłaszcza w tunelu czy przy mocnym wciśnięciu gazu. Szkoda tylko, że tak rzadko i tak słabo słyszalny jest “popcorn”, gdyż Mini aż się o niego prosi.
Oczywiście Mini potrafi też mało palić i być spokojne. Nawet wyniki z 6-ką czy 7-ką z przodu nie są mu obce. Taka jazda nie tkwi jednak w jego naturze. Chcąc wykorzystać jego potencjał musimy liczyć się z wynikami rzędu 11-12 litrów lub lepiej. Średnie spalanie w takim autku przy mieszanej jeździe wynosi jakieś 8,5-9 l/100 km. Z drugiej strony to jest zabawka i nikt tego nie ukrywa – jak ktoś chce ecodrivingu, niech kupi Yarisa w hybrydzie. Z drugiej strony liczący 44 litry bak zapewnia w zupełności wystarczający jak na mieszczucha zasięg w okolicach 500 km.
Gokartowa radość z jazdy nie jest tylko pustym sloganem
Pierwsze kilometry, a wręcz metry pokonane Mini Cooperem JCW uświadomiły mnie, jak zwinne jest to auto. Nie bez powodu marka używa sloganu “gokartowa radość z jazdy”. Tak też rzeczywiście jest. Krótkie zwisy, sztywno zestrojony układ jezdny, koła niemal na rogach karoserii i bezpośredni układ kierowniczy – to naprawdę zdaje egzamin. Byłem wręcz w szoku ile siły trzeba włożyć do kręcenia kierownicą przy manewrowaniu.
Manewrowanie Mini o dziwo do najłatwiejszych nie należy, właśnie z tego powodu. Za to na zakrętach (oczywiście z równym asfaltem) to już prawdziwa poezja. Auto prowadzi się jak przyklejone, po prostu jak gokart, doskonale je czujemy w każdym calu, a elektroniczna szpera dba o odpowiednią trakcję, choć i tak ESP musi dość często interweniować, zwłaszcza przy ruszaniu. Momentami też czuć, że “Miniakowi” na przestrzeni lat się nieco przybrało, ale wciąż jest to niezwykle zwinne i sprytne autko. Oczywiście fakt, że auto delikatnie mówiąc nie jest mistrzem wybierania nierówności, nie powinien nikogo dziwić, ale za te właściwości jezdne i fun z jazdy jestem w stanie to wybaczyć.
Podsumowanie
Słowem podsumowania Mini Cooper John Cooper Works to naprawdę świetna zabawka, która pozwala poczuć się wyjątkowo, zwłaszcza w wersji cabrio, która dodatkowo pozwala napawać się jego rasowym wydechem. Samochód zapewnia iście gokartowe wrażenia z jazdy, choć momentami czuć, że nie jest już tak lekki jak kiedyś. Wciąż jednak jest zwinny i sprytny, dając kierowcy poczucie zespolenia z samochodem. Do tego wręcz uwodzi stylem, zarówno na zewnątrz jak i w kabinie. Jego wysmakowane detale i ponadczasowa stylistyka nigdy się nie opatrzą. Największym zaskoczeniem in plus jak dla mnie była jednak intuicyjna obsługa funkcji pokładowych, czego bym po takim aucie się nigdy nie spodziewał. Jeśli ktoś szuka rasowego hot hatcha, który rzuca się w oczy i pozwoli poczuć się wyjątkowo, zarówno patrząc na niego jak i jeżdżąc nim, Mini Cooper JCW Cabrio będzie świetnym wyborem.
Jeśli i Wy chcecie poczuć magię Mini Coopera, możecie go wypożyczyć i doznać prawdziwie gokartowej frajdy z jazdy. Sprawdźcie ofertę Mini Cooper wynajem już od 600 zł i przekonajcie się na własnej skórze, jak wyjątkowym autem jest Mini Cooper John Cooper Works Cabrio.